Przykro mi to mówić, ale Ty się na emgieowanie Ketty Jay nie nadajesz:D Nie ten klimat, dude, nie ten klimat:(
EDIT
Dla zachęty wrzucam fragment tomu pierwszego pt. Retribution Falls, które z jakiegoś powodu polski wydawca puścił na rynek jako Przebudzeni.
- Nie mam czasu - odparła. Wstała chwiejnie, trzymając się za ramię. - Mówiłam, że zachodzą nas z boku! Gdzie jest ten, co...? - Umilkła, gdy zobaczyła za nimi coś, co schodziło po rampie załadunkowej. Opadła jej szczęka. - A to co?
Malvery się obejrzał.
- To? To Bess.
Z ciemności na światło poranka wyszła dwuipółmetrowa, szeroka na dwa metry, półtonowa opancerzona poczwara. Nic w jej wyglądzie nie sugerowało nawet, że jest płci żeńskiej. Tors i kończyny miała pokryte kształtowanymi płytami zmatowiałego metalu, połączenia między nimi okryte poszarpaną kolczugą. Była przygarbiona, grzbiet wznosił się jej ponad olbrzymie bary. Zamiast twarzy miała okrągłą kratownicę z grubych prętów przypominającą właz do kanału. Za nią widać było tylko dwa jasne światełka - oczy istoty.
Jez wstrzymała oddech. Golem. Dotąd tylko o nich słyszała.
Z istoty wydobył się niski pomruk, głuchy i dźwięczny. Potem zeszła po rampie, przyspieszając przy wtórze łomotu olbrzymich buciorów. Wśród przemytników rozległy się krzyki strachu. Bess zeskoczyła z rampy i wylądowała z grzechoczącym łoskotem, od którego zatrzęsła się ziemia. Jedna dłoń w pancernej rękawicy chwyciła beczkę, w której mógłby się schować przeciętny człowiek, i cisnęła nią w przemytnika schowanego za stosem skrzyń. Beczka roztrzaskała je i zmiażdżyła mężczyznę, przysypując go lawiną połamanego drewna.
- No, rzeczywiście jest marudna - zauważył Frey. - Dobra stara Bess.
:3